Liber II Caput XVI

Z WikiCamino
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

CAPITULUM XVI


Miraculum sancti lacobi a sancto Anselmo Cantuariensi archiepiscopo editum

Tres milites dioceseos Lugdunensis ecclesie de oppido Dumzeii sibi condixerunt, ut orandi causa sanctum lacobum apostolum horis Gallecie f. 149v PDF adirent, et profecti sunt. Qui cum essent in via eiusdem peregrinacionis, mulierculam invenerunt, que res sibi necessarias in saculo quodam deferebat. Cum autem equites intuita fuisset, rogavit ut sui miserti sarcinulam quam ferebat suis in iumentis amore beati apostoli deportarent, seseque tanti itineris labore alleviarent. Quorum unus peregrine peticioni annuens, eius manticam suscepit et portavit. Igitur veniente vespera, mulier insecuta milites de sua sarcinula sibi necessaria accipiebat, et primo gallorum cantu cum peregrini pedites proficisci solent, equiti saculum reddebat, sicque expedita letior iter agebat. Taliter miles amore apostoli muliercule serviens, ad locum oracionis optatum festinabat.

Sed cum Xllcim dietis ab urbe beati lacobi distarent, pauperem infirmatum in itinere invenit, qui eum cepit orare, ut sibi equum suum ad equitandum acomodaret, quatinus ad sanctum lacobum pervenire valeret. Alioquin moreretur in via, quoniam amplius ambulare non poterat. Consensit miles, descendit, imposuitque mendicum super equum suum, eiusque baculum sua in manu accepit, ferens etiam proprio collo et sarcinulam muliercule, quam susceperat. Sed cum ita pergeret, nimio solis fervore ac longi itineris lassitudine constrictus infirmari cepit. Quod ubi sensit, perpendens quia sepe in multis multum offenderit, incommoditatem suam apostoli amore usque ad eius limina pedibus eundo equanimiter toleravit. Ubi apostolo deprecato et hospicio recepto, ex eadem molestia, quam in via ceperat, lectulo decubuit, et aliquot diebus ingravescente langore iacuit. Quod alii milites, qui eius socii fuerant, videntes, ad eum accedentes monent, ut sua peccata confiteatur, et ea, que Christianum refert, petere querat suumque maturius exitum muniat.

Hoc ille audiens, faciem avertit et respondere non potuit. Sicque per triduum sine verbi prolacione iacuit, unde socii vehementi merore afflicti sunt, tum quia de eius salute desperaverant, tum maxime quia sue salutem anime procurare non poterat. Quadam autem die, quando eum cicius exalare spiritum putabant, illis circumsedentibus et exitum illius prestolantibus, graviter suspirans locutus est: Grates ago, inquit, Deo et sancto lacobo, domino meo, quia liberatus sum. Quod qui aderant querentes quid significaverit: Ego, inquit, ex quo sensi me languore gravari, tacitus mecum cogitare cepi, quod vellem peccata mea confiteri, sacra unctione liniri et Dominici corporis perceptione muniri. Sed dum hec in silencio tractarem, subito venit ad me turba tetrorum spiritum, que me in tantum oppressit, ut neque verbo neque signo ex illa hora innuere poterim, quod ad meam salutem pertinuerit. Ea que dicebatis bene intelligebam, sed nulla racione respondere poteram. Nam demones qui confluxerant, alii mihi linguam stringebant, alii occulos meos claudebant, nonnulli quoque caput et corpus meum ad libitum suum huc illucque, me nolente, vertebant.

Sed modo paulo antequam loqui cepissem, intravit huc sanctus lacobus, ferens sinistra manu muliercule sacculum quem in via tuleram, baculum vero mendici, quem portavi dum idem equitaret equum meum ipsa die qua me infirmitas cepit, in manu dextera tenebat. Baculum habebat pro lancea, sacculum pro arma. Et confestim quasi furoris indignacione veniens ad me, elevato baculo nisus est percutere demones qui me tenuerant. Qui protinus territi fugerunt, quos ille insecutus per angulum illum hinc exire coegit. Et ecce Dei et beati lacobi gratia liberatus ab illis, qui me vexando premebant, loqui valeo. At cicius mittite, et presbiterum accite, qui michi sancte communionis viaticum tribuat: diucius enim hac in vita non habeo manendi licenciam.

Qui cum misissent, dum ille moram veniendi faceret, unum de suis sociis publice admonuit, dicens: Amice, inquit, noli amodo Girino Calvo domino tuo, cui hactenus adhesisti, militare: veraciter enim dampnatus est, et in proximo periturus mala morte. De quo ita contigisse rei veritas declaravit. Postquam enim peregrinus ille bono fine quievit et sepulture traditus est, reversis sociis et narrantibus, que gesta sunt, predietus Girinus cognomento Calvus, qui dives homo fuerat, eorum relacionem pro somnio duxit, nec se a pravitate sua quicquam emendavit. Unde non post multos dies contigit, dum militem armis invadendo interficeret, ut ipse quoque eiusdem militis lancea transfossus interiret. Ergo Regi regum Domino nostro Ihesu Christo sit decus et gloria in secula seculorum. Amen.

Roboczy przekład tekstu na język polski

CUD JAKUBA UJAWNIONY PRZEZ ŚW. ANZELMA ARCYBISKUPA CANTERBURY

Trzej panowie z diecezji Lyon i miasta Donzy podjęli się odwiedzenia Santiago Apostoła na ziemiach galicyjskich, aby się pomodlić i odjechali. Na drodze tej samej pielgrzymki spotkali kobietę, która niosła w worku to, czego potrzebowała dla siebie. Ujrzawszy rycerzy, błagała ich, aby się nad nią zlitowali i zabrali jej tobołek na konie, dla miłości świętego Apostoła, uwalniając ją od trudu tak długiej podróży. A jedna z nich, przystając na prośbę pielgrzymki, podniosła jej plecak i zaniosła jej. Potem, gdy zapadła noc, kobieta, która szła za panami, wyjęła z zawiniątka to, czego potrzebowała, i gdy zapiały pierwsze koguty, gdy wór został oddany panu, i tak, przyspieszona, szła szczęśliwsza. W ten sposób ów pan, oddając kobiecie przysługę z miłości do Apostoła, pospieszył na upragnione miejsce modlitwy.

Ale gdy byli dwanaście dni od miasta Santiago, spotkał na drodze biednego chorego człowieka, który poprosił go, aby dał mu konia, aby mógł jeździć do Santiago. Inaczej umarłby w drodze, bo nie mógł chodzić. Rycerz zgodził się, zsiadł z konia, posadził na nim żebraka i wyczuł rycerza, zsiadł z konia, posadził na nim żebraka i wziął laskę tego ostatniego w rękę, niosąc też tobołek kobiety na ramieniu. Ale kiedy tak szedł, przytłoczony nadmiernym upałem słońca i zmęczeniem długą podróżą, zaczął się źle czuć. Czując się w ten sposób, zważywszy, że wielu rzeczy i wiele razy mu wiele brakowało, ze spokojem znosił niedogodności z miłości do Apostoła idącego pieszo do jego grobu. Tam, po błaganiu go i zakwaterowaniu, położył się do łóżka z tą dolegliwością, której nabawił się w drodze, i przez kilka dni jego choroba nadal się pogarszała. Widząc to, inni panowie, jego towarzysze, podeszli do niego i zalecili, aby wyznał swoje grzechy i spróbował poprosić o to, co jest ważne dla chrześcijanina, i pospieszył się, by przygotować jego koniec.

Słysząc to, odwrócił twarz i nie był w stanie odpowiedzieć. I pozostał tak przez trzy dni bez słowa, z powodu czego jego towarzysze pogrążyli się w bardzo głębokim smutku, po pierwsze dlatego, że zwątpili w jego zbawienie, a jeszcze bardziej dlatego, że nie mogli uzyskać lekarstwa dla jego duszy. Ale pewnego dnia, kiedy myśleli, że wyzionie ducha, podczas gdy oni siedzieli i czekali na jego śmierć, westchnął głęboko i zaczął mówić, mówiąc: Dziękuję Bogu i mojemu panu Santiago, ponieważ został uwolniony. A kiedy obecni pytali, co ma na myśli, dodał: Ponieważ czułem, że moja choroba się pogarsza, zacząłem spokojnie myśleć o wyznaniu grzechów, otrzymaniu świętego namaszczenia i wzmocnieniu się przez przyjęcie Ciała Pańskiego. Ale kiedy w milczeniu zgadzałam się na to, nagle napadło mnie mnóstwo czarnych duchów i zawładnęło mną do tego stopnia, że ​​nie mogłam od tej chwili ani słowem, ani znakiem wskazać, co dotknęło mojego zbawienia. Dobrze zrozumiałem, co mówisz, ale w żaden sposób nie mogłem odpowiedzieć. Cóż, demony, które przyszły, niektóre uścisnęły mi język, inne zamknęły oczy, a jeszcze inne odwróciły moją głowę i ciało z tu na tam na ich kaprys, chociaż nie chciałem.

Ale teraz, na krótko przed tym, jak zacząłem mówić, wszedł tu Santiago, niosąc w lewej ręce zawiniątko, które zabrałem kobiecie na drodze, a w prawej laskę żebraczą, którą przyniosłem, gdy jechał na moim koniu tego samego dnia, kiedy dopadła mnie choroba. Miał laskę na włócznię i wiązkę na herb. I podchodząc natychmiast do mnie, jakby oburzony i wściekły, próbował podnieść laskę i uderzyć demony, które mnie opętały. Ale oni uciekli przerażeni i goniąc ich, kazał im wyjść przez ten róg. I oto dzięki łasce Boga i Santiago, wolny od tych, którzy mnie uciskali i nękali, mogę mówić. Ale poślij szybko po księdza, aby dał mi wiatyk do Komunii św., bo nie wolno mi dłużej pozostawać w tym życiu.

A kiedy wysłali, czekając na jego przyjście, publicznie poradził jednemu ze swoich towarzyszy, mówiąc: Przyjacielu, nie służ już dłużej swojemu panu Grinio Calvo, za którym podążałeś aż do tej pory, bo jest naprawdę skazany i wkrótce umrze złą śmiercią. I że tak było, udowodnił prawdziwość faktów. Ponieważ po tym, jak ów pielgrzym spoczął w dobrej śmierci i został zabrany do grobu, a jego towarzysze wrócili i opowiedzieli, co się stało, wspomniany Girino, z przydomkiem Calvo, który był bogatym człowiekiem, miał swoją historię ze snu i w żaden sposób nie poprawił swojej niegodziwości. A niewiele dni później zdarzyło się, że zabijając rycerza, atakując go jego bronią, on także wydawał się być przeszyty włócznią rycerza. Bądźcie więc cześć i chwała Królowi królów, Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi na wieki wieków. Amen

Powrót do nadrzędnej strony dotyczącej II części Kodeksu

Przejście do STRONY GŁÓWNEJ o Codex Calixtinus