Liber II Caput IV

Z WikiCamino
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

CAPITULUM IV

Exemplum sancti lacobi conscriptum a magistro Huberto piissimo Bisuntine ecclesie sancte Marie Magdalene canonico, cuius anima requiescat in pace sempiterna. Amen


In hoc beati lacobi Zebedei apostoli Gallecie presenti miraculo approbatur verum esse, quod scriptura testatur: Melius est non vovere quam post votum retrorsum abire. Feruntur namque triginta heroes in Lotharingie horis pietatis devocione se visitaturos beati lacobi limina in Gallecie partibus, anno incarnacionis dominice millesimo octogesimo proposuisse. Sed quia mens humana quandoque variatur per multa, promittentes fidem inter se mutue servitutis et conservande fidelitatis commune officium pactum subierunt. Veruntamen unus ex illo numero huiusmodi sacramento se noluit implicare. Denique hii omnes propositum iter aggressi usque ad Gasconicam urbem dictam Portam Clusam incolumes venerunt. Ibi vero unus ex illis, infirmitate gravatus, nullo modo ire potuit. Quem sui socii ex pacto fidei promisse equis et subvectione manuum cum gravi labore usque ad portus Cisere per quindecim dies detulerunt, cum spacium vie huius ab expeditis quinque diebus soleat expleri.

Tunc tandem gravati ac nimio tedio affecti, pactam fidem postponentes, infirmum deseruerunt. Ille tamen qui solus fidem ei non dederat, hopus fidei et pietatis, eum non deserens, debilitato exibuit, et in proxima sequenti nocte circa eum vigilias in vico sancti Michaelis ad pedem prefati montis exercuit. Mane autem facto, infirmus dixit socio suo, quod temptaret montem ascendere, si sibi auxilium secundum vires suas vellet ipse sanus impendere. Cui ille respondit, quod non esset eum usque ad mortem deserturus. Itaque cum ad montis fastigium simul ascendissent, dies clauditur, infirmi beatissima anima a seculo nequam egreditur, et in paradisiaca requie digne pro meritis, beato Jacoba ducente, collocatur. Quod vivus videns maxime perterritus, tum loci solitudine, tum noctis caligine, tum presencia mortui atque orrore barbare gentis Basclorum impiorum, circa portus commorancium supra modum timuit.

Et quoniam a se vel a quolibet homine nullum invenit auxilium, iactans super Dominum cogitatum suum, a beato lacobo suplici corde expeciit presidium. Dominus vero fons pietatis, non deserens sperantes in se, per apostolum suum dignatus est desolatum visitare. Enim vero beatus lacobus, quasi miles insidens equo, in angustia posito supervenit. Dixitque ei: Quid hic agis, frater? Domine, inquit ille, sepelire hunc meum socium maxime desidero, sed qua ope sepeliatur in hac vastitate non habeo. Tunc ille: Porrige, inquit, michi huc mortuum, tu quoque post me super equum quousque ad locum sepeliendi perveniamus reside. Sicque agitur. Defunctum coram se apostolus in brachiis diligenter accepit, et vivum post se super equum residere fecit. Mira Dei virtus, mira Christi clemencia, mira beati lacobi subsidia. Nocte illa transcurso intervallo itineris duodecim dierum, ante solis ortum uno miliario citra monasterium predicti apostoli in monte Gaudii apostolus quos acceperat ab equo deposuit, intimans vivo ut prefati basilice canonicos ad sepeliendum hunc beati lacobi peregrinum invitaret.

Deinde adiunxit, dicens: Cum exequias defuncti tui honorifice expletas videris, et pernoctans in oracione solito more completa redieris, apud urbem nomine Legionem socios obviam habueris. Quibus et dices: Quoniam circa socium vestrum, deserentes eum, infideliter egistis, beatus apostolus per me vobis denunciat, vestras preces vestrasque peregrinaciones usque ad condignam penitenciam penitus sibi displicere. Tunc demum his auditis, intelligens ipsum esse Christi apostolum, ad pedes eius procidere voluit, sed Dei miles non ei amplius comparuit. His itaque gestis, revertens, socios in urbe prefata invenit, quibus quecumque a discessu illorum sibi contigerant, quot quantasque minas de fide in socium non ex integro exibita, apostolus intulerat, per ordinem enarravit. Quibus auditis, ultra quam dici fas est, mirati sunt, et accepta ilico ab antistite urbis Legionis penitencia, peregrinacionis sue iter consummarunt. A Domino factum est istut et est mirabile in oculis nostris.

Hec enim sunt que fecit Dominus; exultemus et letemur in eis. Siquidem in hoc miraculo comprobatur, quia quicquit Deo vovetur cum ylaritate reddi debetur: quatinus vota digna reddens, veniam a Domino consequatur. Quod ipse prestare dignetur Ihesus Christus Dominus noster qui cum Patre et Spiritu Sancto vivit et regnat Deus per infinita secula seculorum. Amen.


Roboczy przekład tekstu na język polski

CUD Z SANTIAGO NAPISANY PRZEZ MISTRZA HUBERTO, NAJPOBOŻNIEJSZEGO KANONIKA KOŚCIOŁA SANTA MARÍA MAGDALENA DE BESANÇON, KTÓREJ DUSZE SPOCZYWAJĄ W POKOJU WIECZNYM. NIECH TAK BĘDZIE

W obecnym cudzie błogosławionego Santiago el de Zebedeo, apostoła Galicji, pokazane jest, że to, o czym świadczy Pismo Święte, jest prawdą: Lepiej nie składać ślubów niż po ich cofnięciu. Otóż ​​powiada się, że trzydziestu rycerzy na ziemiach Lotaryngii złożyło w pobożnej intencji nawiedzenie grobu Santiago w regionie Galicji w tysiąc osiemdziesiątym roku wcielenia Pana. Ale ponieważ ludzki umysł czasami się zmienia, gdy wiele się obiecuje, dali sobie słowo wzajemnej pomocy i zgodzili się na wspólny obowiązek dochowania wierności. Jednak jeden z nich nie chciał związać się taką przysięgą. Ostatecznie wszyscy, po odbyciu zaplanowanej podróży, bez uszkodzeń dotarli do miasta Gaskonii zwanego Porta Clusa. Ale tam jeden z nich zachorował i w ogóle nie mógł chodzić. Jego towarzysze, mocą obiecanej wiary, wieźli go z wielkim trudem na koniach lub rękami przez piętnaście dni do portów Cize, kiedy ten odcinek jest zwykle pokonywany w ciągu pięciu dni przez pospiesznych.

W końcu zmęczeni i znudzeni, odkładając na później wyznaczoną wiarę, porzucili chorego. Ale tylko ten, który nie dał mu słowa, dał mu dowód lojalności i miłosierdzia, nie opuszczając go, i następnej nocy czuwał z nim w wiosce San Miguel u stóp wspomnianego portu. Rano chory powiedział swojemu towarzyszowi, aby spróbował wejść do portu, jeśli chce skorzystać z pomocy swoich sił dla siebie zdrowego. Ale on odpowiedział, że nie opuści go aż do śmierci. Tak więc, wspiąwszy się razem na szczyt, dzień się zamknął, błogosławiona dusza chorego opuściła ten próżny świat i dzięki zasługom została umieszczona w reszcie raju, niesiona przez Santiago. Widząc to, żyjący człowiek, bardzo przerażony samotnością tego miejsca, ciemnością nocy, obecnością zmarłych i przerażeniem barbarzyńskiego ludu bezbożnych Basków, którzy mieszkają w pobliżu portów, bardzo się przestraszył.

Ponieważ ani w sobie, ani w nikim nie znalazł pomocy, kierując swoje myśli do Pana, błagalnym sercem prosił Santiago o ochronę, a Pan, źródło miłosierdzia, który nie opuszcza pokładających w nim nadzieję, raczył nawiedzić opuszczonych przez swojego Apostoła. Rzeczywiście, Santiago jako żołnierz na koniu ukazał mu się pośród jego udręki. I rzekł do niego: Co tu robisz, bracie? Panie, odpowiedział, przede wszystkim chcę pochować tego towarzysza, ale nie mam jak go pochować na tej pustyni. Wtedy Apostoł odpowiedział: „Trzymajcie mnie tutaj tego zmarłego i jedziecie za mną na koniu, aż dojdziemy do miejsca pochówku”. I tak zostało zrobione. Apostoł pilnie wziął zmarłego w ramiona przed sobą i kazał żywemu jeździć na zadzie. Cudowna moc Boża, cudowna łaska Chrystusa, cudowna pomoc Santiago! Tej nocy, przebywszy odległość dwunastu dni, przed wschodem słońca, mniej niż milę od swojej katedry na górze Gozo, Apostoł zsiadł z tych, których przywiózł, i polecił żywemu człowiekowi zaprosić kanoników wspomnianej bazyliki do pochowania pielgrzyma z Santiago.

Następnie dodał: Kiedy zobaczycie, jak pogrzeby waszego zmarłego zostały wypełnione z godnością i jak zwykle spędziliście noc na pełnej modlitwie, wróćcie, w mieście zwanym León spotkacie swoich towarzyszy. I powiesz im: Ponieważ postąpiłeś nielojalnie wobec swego towarzysza, opuszczając go, święty Apostoł oznajmia ci przeze mnie, że twoje modlitwy i pielgrzymki bardzo mu się nie podobają, aż do momentu należnej pokuty. Słysząc to, w końcu zrozumiał, że to był Apostoł Chrystusa i chciał paść mu do stóp, ale żołnierz Boży nie był już dla niego widoczny. Kiedy więc to wszystko zostało uczynione, po powrocie zastał towarzyszy we wspomnianym mieście i opowiedział im dokładnie wszystko, co go spotkało od czasu rozłąki z nimi oraz ile i jak wielkie groźby wystosował Apostoł z powodu nieprzestrzegania wierności towarzyszowi. Słysząc to wszystko, byli zdumieni nie do opisania i zakończyli ścieżkę swojej pielgrzymki. Stało się to przez Pana i naszym zdaniem jest to godne podziwu. Ponieważ są to rzeczy, które uczynił Pan; weselmy się i radujmy się nimi. Z pewnością w tym cudzie jest pokazane, że wszystko, co jest ofiarowane Bogu, musi się wypełnić z radością, abyśmy składając godne śluby, mogli uzyskać przebaczenie od Pana. Który racz dać nam Jezusa Pana naszego, który z Ojcem i Duchem Świętym żyje i króluje Bogiem przez nieskończone wieki wieków. Niech tak się stanie.


Powrót do nadrzędnej strony dotyczącej II części Kodeksu

Przejście do STRONY GŁÓWNEJ o Codex Calixtinus